Miejsce w którym się znajdowałem było puste. Żadnych ścian, mebli, roślin, nic. Tylko kompletna pustka. Podłoże na którym stałem było pełne pyłu, a samo lekko świeciło. Postąpiłem krok na przód, a pył wzbił się w powietrze. Drobiny przyczepiły się do mojego ubrania. Nie zwróciłem na nie większej uwagi i poszedłem dalej. Zastanawiałem się, czy to były zwykły sen, jakaś wizja albo coś innego. Dźwięk moich kroków rozchodziły się Po kilku chwilach stanąłem i rozejrzałem się.
- Przede mną raczej nic nie ma. Iść na lewo czy prawo? - Zastanowiłem się. - Raczej w prawo.
Skręciłem w wybranym przeze mnie kierunku. Przerywałem ciszę moimi krokami, zastanawiając się czym jest ta rzeczywistość.
Snem, koszmarem czy wizją.
Rozważałem między snem a wizją. Bardziej sądziłem, że był to zwykły, nic nie znaczący, sen. Moje przemyślenia przerwał jakiejś dziwny odgłosy, coś na wzór śmiechu. Zdezorientowany rozejrzałem się wkoło, jednak nic nie zauważyłem. Dźwięk się powtórzył. Lekko przerażony odwróciłem się, jednak za mną nic nie było. Spojrzałem na ziemię i zauważyłem pogniecioną kartkę. Podniosłem ją i wygładziłem. Kartka okazała się zdjęciem, przedstawiającym mnie i Korey sprzed trzech - czterech lat. Uśmiechaliśmy się do obiektywu, jednocześnie tuląc do siebie. Lekko uśmiechnąłem się do fotografii. Obejrzałem je z drugiej strony. Nie było żadnego napisu a tym bardziej daty. Złożyłem zdjęcie i schowałem je do kieszeni, mogło się jeszcze przydać. Ponownie ruszyłem przed siebie, znowu rozmyślając o tym miejscu.
To na pewno nie było koszmar ale nie był to też zwykły sen. Może coś pomiędzy, tylko co? Na pewno nie jestem w śpiączce i nie zemdlałem. Może to po prostu zwykły, nic nie znaczący sen, który mógłbym mieć prędzej czy później. Mogłem go mieć wcześniej i po prostu o nim zapomniałem. A może to jakaś wizja? Nie mam pojęcia, może później się przekonam. Kroczyłem przez to pustkowie, nadal nie wiedząc czym to jest. Niby, miałem te podejrzenia ale nie byłem co do nich w stu procentach pewien. Te przemyślenia były tylko niepewnymi teoriami, których nie byłem pewien. Chociaż to jednak mogła być śpiączka, którą wykluczyłem z przemyśleń.
Ewentualnie umarłem i tak wygląda śmierć.
Dobra, powinienem skończyć z tym rozmyślaniem, gdyż powoli zaczynałem pesymistycznie myśleć. Przystanąłem i ponownie się rozejrzałem. Wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej. Taka sama szara ziemia i wszechobecna pustka. Przez ten czas nic się nie zmieniło, a mogłoby. To otoczenie stawało się monotonne. Rozejrzałem się jeszcze i ponownie zauważyłem wymiętą kartkę. Podniosłem ją i przyjrzałem jej się. Kartka ponownie okazała się zdjęciem, prawie takim samym jak wcześniej. Dla pewności wyciągnąłem poprzednią fotografię i porównałem je. Prawie niczym się nie różniły poza tym, że miałem zamazaną twarz a Korey wydawała się smutna. Zmartwiony schowałem zdjęcia. Ten sen był nienormalny, jeżeli nadal nim był. Ponownie ruszyłem, dopóki nie usłyszałem czegoś na wzór płaczu. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem samotną postać. Zmroziło mi krew w żyłach kiedy ją rozpoznałem.
Przede mną stała, odwrócona tyłem, Korey. Kobieta cała się trzęsła, słyszałem jak płacze. To był najgorszy widok – patrzeć jak ktoś z twoich bliskich płacze. Poszedłem do niej i spytałem:
— Kor, co się stało?
Na dźwięk mojego głosu cała się spięła. Odskoczyła i odwróciła się. Wyglądała strasznie. Z jej przekrwionych oczu płynęły łzy. Mocno obejmowała się rękoma jakby się mnie bała.
— Pytasz, co się stało? To wszystko przez ciebie! — krzyknęła.
Mocno mnie to zaskoczyło. Nie miałem pojęcia o co jej chodziło. Co ja takiego zrobiłem? Kobieta widząc moje zdezorientowanie, kontynuowała:
— Przypomnę ci co mi robiłeś, znęcałeś się! Nic ci nie zrobiłam a ty wyżywałeś się na mnie! Na własnej żonie! Nie zliczę ile łez przez ciebie wypłakałam i ile nocy modliłam się, żeby przeżyć następny dzień. Każda łza za kolejne pobicia, kolejne siniaki, kolejne rany! — głos zaczynał jej się łamać. — A ty musiałeś mnie jeszcze dobijać psychicznie! Biłeś mnie, poniżałeś w domu. Przy Jen, Seth'cie, Hillary, Alex, Xav'ie i fanach byłeś miły. Przed ślubem i kilka miesięcy po nim też. W końcu nie wytrzymałam tego. Oni wiedzą co mi robiłeś. Każde twoje uderzenie mnie, poniżanie, obelga w moją stronę. Myślisz, że to było przyjemnie. Że ja nie mam uczuć! Każde kolejne wyzwisko pozostawiło ślad na mojej psychice! Te blizny na rękach to też twoja wina! Je wszystkie zrobiłam przez ciebie! Łudziłam się, że się opamiętasz ale nie! Byłam głupia, że cię pokochałam! Poraniłam swoje palce, by zniszczyć obrączkę! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! — zakończyła.
Z każdym kolejnym wypowiadanym zdaniem, podchodziła bliżej mnie. Na końcu stanęła przeciwko mnie i mocno spoliczkowała. Zdziwiło mnie, że, pomimo drobnej budowy, może mieć tyle siły. Odeszła kilka kroków ode mnie i wyszeptała:
— Dzieci zabieram ze sobą. Nie chcę, żeby z tobą mieszkały. Z takim tyranem. To koniec.
Kor odwróciła się i odeszła. Co to było? To co powiedziała nie było prawdą, to się nigdy nie wydarzyło! Jej słowa były czystą fikcją, nigdy był nie skrzywdził Korey. Ona byłaby dla mnie najważniejsza tak samo jak dzieci. Chciałem za nią biec, lecz moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Były jak z ołowiu. Upadłem na kolana i wyszeptałem łamiącym się głosem:
— Korey, nie. Chciałbym wiedzieć co tu się do cholery dzieje?
— Chciałbyś wiedzieć?! — usłyszałem zdenerwowany damski głos.
Zmieszany odwróciłem się i ujrzałem kilka osób. Jen i Seth z Hillary. Te trzy osoby spoglądały na mnie wzrokiem, którym mogliby zabić. Na krótką chwilę zatrzymałem wzrok na każdym z nich.
— Nie wystarczyły ci tylko jej siniaki i blizny — krzyknęła Hillary. — Widziałam jak się przy tobie denerwuje. Nie chciała być w pobliżu takiego potwora jak ty! — Ostatnie słowo wręcz wypluła z odrazą.
— Kilka miesięcy temu powiedziała nam co jej robiłeś — wyznała Jen — Alex i Xav nie chcą cię znać, ja i Hillary czujemy do ciebie odrazę a Seth... — urwała.
— Ja ci tylko chcę pokazać co czuła Korey — warknął mężczyzna, podchodząc do mnie.
Byłem jak sparaliżowany kiedy Seth uderzył mnie w twarz z prawego sierpowego.
***
W momencie w którym Seth mnie uderzył zerwałem się z łóżka zalany potem. Co to był za koszmar? Nie potrafiłbym go dokładnie opisać komukolwiek. On był strasznie pokręcony, praktycznie wręcz nie do zrozumienia. Przetarłem twarz ręką i spojrzałem w prawo. Korey spała na prawym boku. Przekręciła się na drugi bok, dzięki czemu zauważyłem, że spała spokojnie. Lekko przytuliłem ją.
— Hej, coś się stało? — zapytała Korene otwierając oczy.
— Nie. Wybacz skarbie, że cię obudziłem — powiedziałem.
Próbowałem przekonać ją, że nic się nie stało. A może przekonywałem samego siebie. Nie wiem, nie miałem ochoty o nim myśleć. Ale ten sen był taki realistyczny.
— Na pewno? Co się stało? - drążyła temat Korey.
— Na prawdę nic — zapewniłem ją, przy okazji całując w czoło.
Zawsze mówiłem Korey prawdę, ale jestem pewny, że nie chciałaby usłyszeć mojego snu. Poza tym nie chciałem jej martwić. Położyłem się i mocno przytuliłem moją żonę. Nakryłem ją, ponieważ w trakcie mojego zrywu, kołdra spadła z jej ciała. Nie wiem kim bym się stał bez niej, bez moich dzieci, przyjaciół. Ona spaja naszą rodzinę i naszych przyjaciół. Kochająca żona, matka, przyjaciółka, oddana chrześcijanka... można dalej wymieniać. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej żony.
- Przede mną raczej nic nie ma. Iść na lewo czy prawo? - Zastanowiłem się. - Raczej w prawo.
Skręciłem w wybranym przeze mnie kierunku. Przerywałem ciszę moimi krokami, zastanawiając się czym jest ta rzeczywistość.
Snem, koszmarem czy wizją.
Rozważałem między snem a wizją. Bardziej sądziłem, że był to zwykły, nic nie znaczący, sen. Moje przemyślenia przerwał jakiejś dziwny odgłosy, coś na wzór śmiechu. Zdezorientowany rozejrzałem się wkoło, jednak nic nie zauważyłem. Dźwięk się powtórzył. Lekko przerażony odwróciłem się, jednak za mną nic nie było. Spojrzałem na ziemię i zauważyłem pogniecioną kartkę. Podniosłem ją i wygładziłem. Kartka okazała się zdjęciem, przedstawiającym mnie i Korey sprzed trzech - czterech lat. Uśmiechaliśmy się do obiektywu, jednocześnie tuląc do siebie. Lekko uśmiechnąłem się do fotografii. Obejrzałem je z drugiej strony. Nie było żadnego napisu a tym bardziej daty. Złożyłem zdjęcie i schowałem je do kieszeni, mogło się jeszcze przydać. Ponownie ruszyłem przed siebie, znowu rozmyślając o tym miejscu.
To na pewno nie było koszmar ale nie był to też zwykły sen. Może coś pomiędzy, tylko co? Na pewno nie jestem w śpiączce i nie zemdlałem. Może to po prostu zwykły, nic nie znaczący sen, który mógłbym mieć prędzej czy później. Mogłem go mieć wcześniej i po prostu o nim zapomniałem. A może to jakaś wizja? Nie mam pojęcia, może później się przekonam. Kroczyłem przez to pustkowie, nadal nie wiedząc czym to jest. Niby, miałem te podejrzenia ale nie byłem co do nich w stu procentach pewien. Te przemyślenia były tylko niepewnymi teoriami, których nie byłem pewien. Chociaż to jednak mogła być śpiączka, którą wykluczyłem z przemyśleń.
Ewentualnie umarłem i tak wygląda śmierć.
Dobra, powinienem skończyć z tym rozmyślaniem, gdyż powoli zaczynałem pesymistycznie myśleć. Przystanąłem i ponownie się rozejrzałem. Wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej. Taka sama szara ziemia i wszechobecna pustka. Przez ten czas nic się nie zmieniło, a mogłoby. To otoczenie stawało się monotonne. Rozejrzałem się jeszcze i ponownie zauważyłem wymiętą kartkę. Podniosłem ją i przyjrzałem jej się. Kartka ponownie okazała się zdjęciem, prawie takim samym jak wcześniej. Dla pewności wyciągnąłem poprzednią fotografię i porównałem je. Prawie niczym się nie różniły poza tym, że miałem zamazaną twarz a Korey wydawała się smutna. Zmartwiony schowałem zdjęcia. Ten sen był nienormalny, jeżeli nadal nim był. Ponownie ruszyłem, dopóki nie usłyszałem czegoś na wzór płaczu. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem samotną postać. Zmroziło mi krew w żyłach kiedy ją rozpoznałem.
Przede mną stała, odwrócona tyłem, Korey. Kobieta cała się trzęsła, słyszałem jak płacze. To był najgorszy widok – patrzeć jak ktoś z twoich bliskich płacze. Poszedłem do niej i spytałem:
— Kor, co się stało?
Na dźwięk mojego głosu cała się spięła. Odskoczyła i odwróciła się. Wyglądała strasznie. Z jej przekrwionych oczu płynęły łzy. Mocno obejmowała się rękoma jakby się mnie bała.
— Pytasz, co się stało? To wszystko przez ciebie! — krzyknęła.
Mocno mnie to zaskoczyło. Nie miałem pojęcia o co jej chodziło. Co ja takiego zrobiłem? Kobieta widząc moje zdezorientowanie, kontynuowała:
— Przypomnę ci co mi robiłeś, znęcałeś się! Nic ci nie zrobiłam a ty wyżywałeś się na mnie! Na własnej żonie! Nie zliczę ile łez przez ciebie wypłakałam i ile nocy modliłam się, żeby przeżyć następny dzień. Każda łza za kolejne pobicia, kolejne siniaki, kolejne rany! — głos zaczynał jej się łamać. — A ty musiałeś mnie jeszcze dobijać psychicznie! Biłeś mnie, poniżałeś w domu. Przy Jen, Seth'cie, Hillary, Alex, Xav'ie i fanach byłeś miły. Przed ślubem i kilka miesięcy po nim też. W końcu nie wytrzymałam tego. Oni wiedzą co mi robiłeś. Każde twoje uderzenie mnie, poniżanie, obelga w moją stronę. Myślisz, że to było przyjemnie. Że ja nie mam uczuć! Każde kolejne wyzwisko pozostawiło ślad na mojej psychice! Te blizny na rękach to też twoja wina! Je wszystkie zrobiłam przez ciebie! Łudziłam się, że się opamiętasz ale nie! Byłam głupia, że cię pokochałam! Poraniłam swoje palce, by zniszczyć obrączkę! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! — zakończyła.
Z każdym kolejnym wypowiadanym zdaniem, podchodziła bliżej mnie. Na końcu stanęła przeciwko mnie i mocno spoliczkowała. Zdziwiło mnie, że, pomimo drobnej budowy, może mieć tyle siły. Odeszła kilka kroków ode mnie i wyszeptała:
— Dzieci zabieram ze sobą. Nie chcę, żeby z tobą mieszkały. Z takim tyranem. To koniec.
Kor odwróciła się i odeszła. Co to było? To co powiedziała nie było prawdą, to się nigdy nie wydarzyło! Jej słowa były czystą fikcją, nigdy był nie skrzywdził Korey. Ona byłaby dla mnie najważniejsza tak samo jak dzieci. Chciałem za nią biec, lecz moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Były jak z ołowiu. Upadłem na kolana i wyszeptałem łamiącym się głosem:
— Korey, nie. Chciałbym wiedzieć co tu się do cholery dzieje?
— Chciałbyś wiedzieć?! — usłyszałem zdenerwowany damski głos.
Zmieszany odwróciłem się i ujrzałem kilka osób. Jen i Seth z Hillary. Te trzy osoby spoglądały na mnie wzrokiem, którym mogliby zabić. Na krótką chwilę zatrzymałem wzrok na każdym z nich.
— Nie wystarczyły ci tylko jej siniaki i blizny — krzyknęła Hillary. — Widziałam jak się przy tobie denerwuje. Nie chciała być w pobliżu takiego potwora jak ty! — Ostatnie słowo wręcz wypluła z odrazą.
— Kilka miesięcy temu powiedziała nam co jej robiłeś — wyznała Jen — Alex i Xav nie chcą cię znać, ja i Hillary czujemy do ciebie odrazę a Seth... — urwała.
— Ja ci tylko chcę pokazać co czuła Korey — warknął mężczyzna, podchodząc do mnie.
Byłem jak sparaliżowany kiedy Seth uderzył mnie w twarz z prawego sierpowego.
***
W momencie w którym Seth mnie uderzył zerwałem się z łóżka zalany potem. Co to był za koszmar? Nie potrafiłbym go dokładnie opisać komukolwiek. On był strasznie pokręcony, praktycznie wręcz nie do zrozumienia. Przetarłem twarz ręką i spojrzałem w prawo. Korey spała na prawym boku. Przekręciła się na drugi bok, dzięki czemu zauważyłem, że spała spokojnie. Lekko przytuliłem ją.
— Hej, coś się stało? — zapytała Korene otwierając oczy.
— Nie. Wybacz skarbie, że cię obudziłem — powiedziałem.
Próbowałem przekonać ją, że nic się nie stało. A może przekonywałem samego siebie. Nie wiem, nie miałem ochoty o nim myśleć. Ale ten sen był taki realistyczny.
— Na pewno? Co się stało? - drążyła temat Korey.
— Na prawdę nic — zapewniłem ją, przy okazji całując w czoło.
Zawsze mówiłem Korey prawdę, ale jestem pewny, że nie chciałaby usłyszeć mojego snu. Poza tym nie chciałem jej martwić. Położyłem się i mocno przytuliłem moją żonę. Nakryłem ją, ponieważ w trakcie mojego zrywu, kołdra spadła z jej ciała. Nie wiem kim bym się stał bez niej, bez moich dzieci, przyjaciół. Ona spaja naszą rodzinę i naszych przyjaciół. Kochająca żona, matka, przyjaciółka, oddana chrześcijanka... można dalej wymieniać. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej żony.